środa, 28 grudnia 2016

Co wypada, a co nie? Fakty i mity o nastawianiu kręgosłupa


             Jeden z największych i najtrudniejszych do wytępienia mitów: wypadające kręgi/dyski/paciorki – niepotrzebne skreślić. Tak, nic w kręgosłupie nie wypada (oczywiście w normalnych warunkach, nie mówimy tutaj o sytuacjach powypadkowych czy wrodzonych schorzeniach).


            Proponuję zacząć od zastanowienia się, co w kręgosłupie mogłoby wypaść? Z mojego wpisu dotyczącego budowy kręgosłupa można wywnioskować, że podejrzanych jest dwóch: kręgi oraz znajdujące się między nimi krążki międzykręgowe, czyli tak zwane dyski i to je weźmiemy na pierwszy ogień. Przede wszystkim, trzeba jasno sobie powiedzieć jak wygląda ten dysk. Mimo iż jego nazwa może sugerować jakiś sztywny element, to tak naprawdę jest do galaretowate jądro otoczone mocnym pierścieniem włóknistym (więcej szczegółów można przeczytać we wspomnianym przeze mnie wcześniej wpisie). Pierścień ów jest bardzo mocno związany z trzonami kręgów, pomiędzy którymi leży i prędzej ulegnie pęknięciu aniżeli się od nich oddzieli. I takie pęknięcia się zdarzają, mamy wtedy do czynienia z wypukliną bądź też przepukliną (zależnie, czy pierścień został przerwany częściowo czy też całkowicie) kręgosłupa i jest często nazywane właśnie „wypadnięciem dysku” – bardzo nieprawidłowo, bo tam nic nie wypada, a wypływa. Wypływa jądro miażdżyste będące galeretowatym tworem, i które może zacząć naciskać na nerwy. Jak chyba już każdy się domyśla, nie ma możliwości „nastawienia” czegoś takiego przede wszystkim z dwóch powodów: 1 – pierścień został przerwany, 2 – jak można nastawić galaretkę? Oczywiście są metody pracy z ciałem, gdzie w pewnym stopniu można to jądro cofnąć jeśli nie wypłynęło całkowicie, ale polegają one raczej na doborze odpowiednich pozycji ułożeniowych np. podczas spania czy siedzenia, aniżeli na magicznym trzasku i jest możliwe głównie przy niewielkich zmianach.
            Drugim naszym podejrzanym są kręgi, czyli elementy kostne kręgosłupa.
Je też można z miejsca wyeliminować z uwagi na wspomniane wcześniej silne połączenia z dyskami, połączenia stawowe między sobą oraz np. żebrami w odcinku piersiowym, niezliczoną ilość silnych więzadeł i niejako „oblania” mięśniami z każdej strony. W normalnych warunkach nie ma możliwości, aby którykolwiek z kręgów „poleciał” sobie gdzieś na bok.
            Co się zatem dzieje i czym jest „wypadnięcie”? Otóż każdy kręg ma dany zakres ruchu w stawie łączącym go z sąsiadem. Pod wpływem różnych czynników, najczęściej napięcia mięśnia przyczepiającego się do kręgu, dochodzi do zablokowania jego ruchu w owym stawie. Jest to jednak jak najbardziej jego fizjologiczna pozycja, po prostu zablokowana jest jej zmiana. Dotyczy to nie tylko stawów kręgosłupa, ale również każdego innego, np. nadgarstka czy kostki. Najpopularniejszą chyba metodą przywracania prawidłowego ślizgu w stawie są manipulacje o małej amplitudzie i dużej szybkości – czyli te wszystkie efektowne, szybie ruchy, którym często towarzyszy trzask. Ano właśnie, skąd ten przerażający dla niektórych efekt akustyczny? Po prostu przy szybkim rozsunięciu kości od siebie następuje kawitacja (szybkie uwolnienie gazu z mazi stawowej pod wpływem nagłego zmniejszenia ciśnienia) i „strzela” bąbel gazu w stawie.
            Skąd wziął się mit wypadających kręgów? Wydaje mi się, że jest to wpajane tak naprawdę od małego – gdzieś w okolicy jest ktoś, kto „nastawia”, a niekoniecznie ma pojęcie, co tak naprawdę robi i wszystkim ciśnie kit, że „o, teraz 5 paciorków wyskoczyło”, wszystkim robi to samo, bez zebrania konkretnego wywiadu czy jakiegokolwiek zainteresowania okolicznościami powstania urazu – ot, taśma w fabryce, każdemu to samo. Ale efekty są, no bo czemu miałoby nie być, skoro stosuje zaawansowane techniki pracy z ciałem (tyle, że sama nie wie, co tak naprawdę robi) i sława się rozchodzi.
Drugi powód utrwalenia mitu wypadania/nastawiania to sami terapeuci. Implikuje się to niejako z powodu pierwszego – po prostu po pewnym czasie już nie chce się tłumaczyć ludziom, że nic im nie wypadło, bo oni i tak wiedzą lepiej, a na szczerego człowieka patrzą jak na domokrążcę wciskającego im kit.
            Na koniec kwestia do przemyślenia: czy jeśli kręgi/dyski rzeczywiście by tak łatwo wypadały, czy nie oznaczałoby to, iż człowiek jest całkowicie nieprzystosowany do jakiegokolwiek wysiłku i natura popełniła fatalny błąd przy naszej ewolucji (która się jeszcze nie zakończyła, tak notabene)? No i wreszcie jakie konsekwencje niesie takie wypadanie, skoro przecież przez kręgosłup przebiega rdzeń kręgowy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz